czwartek, 21 kwietnia 2016

Początek.

  Witam!

   Blog założony dawno, cierpliwie czekał na swój wielki początek. I się wreszcie doczekał. Lecz czy ów początek aby na pewno będzie wielki? Może po prostu przeciętny? Cóż, jakikolwiek by nie był, z pewnością będzie mój. Mój- można powiedzieć, debiutancki.
   Siebie nie będę przedstawiać, przynajmniej nie teraz, bo po co. Kiedyś opowiem coś o sobie, o ile rzecz jasna, wytrwam przy pisaniu tutaj. Zatem nie traćmy czasu!

  Dzisiejszy dzień spędzam w domu, z gorączką, zatem uznałam go za idealny moment, aby dokończyć nowelę mojego mistrza, Edgara Allana Poe pt. "Tajemnica Marii Roget". Muszę z ciężkim sercem przyznać, iż pierwszy raz Poe zmęczył mnie szczegółami. Utwór ma prawie 70 stron, z czego w moim odczuciu, 3/4 z tego, to monolog Dupina, rzekomo wyjaśniający całą sprawę. Niestety, mam wrażenie, że detektyw dopiero pod koniec tegóż wyjaśniania, przekazuje kluczowe informacje. Przez cały czas rozwodzi się nad tym, jakoby gazety pisały nieprawdę, podejrzewając o zabójstwo szajkę, a nie jednego człowieka. Drąży i drąży i końca nie widać, Podważa ich zdanie na temat przedmiotów zmarłej, podważa autentyczność świadka, podważa w zasadzie wszystko i ciągle do tego wraca.
  Zawsze szybko czytałam i twory tego typu nie zajmowały mi więcej, niż godzinę/półtora. Ale zaś w tym przypadku... Ech. Męczyłam prawie tydzień, czytając codziennie. Ciężko było mi przebrnąć, Nie chcę tu rzecz jasna w niczym ubliżać Edgarowi, bo wyszłam z założenia, iż błędy zdarzają się nawet najlepszym, choć to wcale nie musi być błąd. Może zakończenie miało być tak spektakularne, że każdy, nawet wybredny czytelnik, zapomniałby o męczących opisach? Liczyłam na to, aż do samego końca. I pewnie nie byłabym zawiedziona, przynajmniej nie w takim stopniu, gdyby nie to, że trafił mnie szlag. A dlaczego? Już tłumaczę, Mianowicie, wyjaśnienia noweli po prostu nie było. A  jakiegoż to powodu? Otóż, pozwolę sobie zacytować:
"Dla powodów, których nie wymieniamy, lecz które są aż nadto jawne dla całej rzeszy naszych czytelników, pozwalamy sobie pominąć tę część dostarczonego nam rękopisu, która zawiera szczegółowy opis ś l e d z t w a, przeprowadzonego wedle nikłych na pozór poszlak wykrytych przez Dupina. Uważamy tylko za właściwe nadmienić, że cel pożądany osiągnięto i że prefekt wywiązał się sumiennie, acz niechętnie ze swej umowy z Chevalierem". Są to słowa redakcji gazety, w której po raz pierwszy został wydrukowany tenże utwór. Szkoda tylko, że akurat na tych szczegółach mi zależało. Najbardziej.

  Podsumowując: czuję paskudny niedosyt, jestem zła i czuję ścisk w żołądku. Nie będę krytykować Poego, bo to w zasadzie nie jego wina. Nadal  pozostaje moim numer 1, choć przeczytany przeze mnie tekst uważam za najgorszy z pośród jego dorobku, choć pewnie zmieniłabym zdanie, gdybym miała możliwość PRZECZYTANIA ZAKOŃCZENIA. Ale cóż. Nie można mieć w życiu wszystkiego, prawda?