czwartek, 15 września 2016

Sprawa Niny Frank

 Bonda to, Bonda tamto, Bonda jest super, Bonda bla bla bla. A kim w zasadzie jest Bonda? 

  Otóż, Pani Bonda ma na imię Katarzyna i zajmuje się pisaniem kryminałów z Hubertem Mayerem, psychologiem śledczym w roli głównej. Do tej pory tylko o niej słyszałam, zresztą, wiele dobrego, ale nie miałam okazji zapoznać się z jej  s ł o w a m i, choć bardzo mnie korciło. Zatem sięgnięcie po "Sprawę Niny Frank" to była tylko kwestia czasu. 

I stało się. 

  Hubert Mayer jest świetnym śledczym, a jeszcze lepszym kryminologiem. Jednak jest w całości oddany pracy, co rzutuje na jego życie rodzinne i małżeństwo, które właśnie przeżywa absolutny kryzys i ma się skończyć rozwodem. Wiedząc o tym, szef wysyła go na "urlop" do Mielnika nad Bugiem- małej wsi przy granicy polsko-białoruskiej. Dlaczego? Ponieważ mieszkająca tam wielka gwiazda polskich seriali, Nina Frank została zamordowana i znaleziona w swoim domu. Zapowiadało się rutynowe śledztwo; podejrzany, który odkrył ciało był, jego odciski i ślady nasienia były, motyw teoretycznie był, przeszłość kryminalną miał... Zatem, co poszło nie tak? W zasadzie, to absolutnie wszystko. Zrobiła się z tego ogromna sprawa, którą cholernie ciężko było rozwiązać bez wręcz wcielenia się w ofiarę. Bez poznania jej jako osoby; nie tej sprzed kamer telewizyjnych i wywiadów, tylko tej, którą była we własnym domu, sama przed sobą. Kim była w poprzednim "życiu". Dlaczego zrobiła to, co zrobiła. Co wydarzyło się w jej przeszłości. Kto ją  s t w o r z y ł. Kobieta, jak się okazuje niejedną ma twarz... 
  Ukazuje się nam tutaj obraz prawosławnej wsi, której historia sięga czasów, gdy tereny te znajdowały się na terenie jednego, a nie dwóch państw. Ukazuje się nam tutaj obraz ludzkiej osobowości, na której wykreowanie się wpływa wiele, cholernie wiele czynników. Każdy ma coś, czego powinien się wstydzić, każdy ma jakąś słabość. I... każdy chciałby ukryć to, czego się wstydzi. Autorka rewelacyjnie kreśli postacie z krwi i kości, które tak jak i my, są podatne na wpływy innych; są wadliwe i po prostu ludzkie.

   Powieść czyta się błyskawicznie, nawet nie wiem, kiedy ją skończyłam. Język świetny, pomysł jeszcze lepszy. Byłam mile zaskoczona nawiązaniem do run nordyckich i mitologii celtyckiej. Chwilami jednak miałam coś w rodzaju odczucia chaosu, czy jakkolwiek by tego nie nazwać, jednak nie umniejsza to jakości treści. Raczej dodaje jej charakteru. Chociaż, zakończenie, czyli ukazanie świata przedstawionego w alternatywnej rzeczywistości nie było dla mnie do końca zrozumiałe, ale cóż, może po prostu jestem za mało wnikliwym czytelnikiem. Mimo to, książka jak najbardziej na plus, pierwsze spotkanie uważam za bardzo udane, w kolejce czekają kolejne powieści tejże autorki, którą teraz z czystym sercem i bez żadnego „ale” mogę nazwać jedną z lepszych polskich pisarek. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz