wtorek, 12 września 2017

Florystka

   Minęło trochę czasu, a ja wciąż nie wiem, co napisać o tej książce. Bardzo wiele emocji we mnie wzbudziła i zarazem obudziła coś, co było uśpione od pewnego czasu. I niestety, tak miało zostać. Nie będę się rozdrabniać tutaj co to konkretnie było, bo to nie jest istotne dla recenzji. Ważny jest sam fakt.
  Sięgając po kolejną książkę Katarzyny Bondy, wiedziałam, że się nie rozczaruję. Zastanawiałam się jedynie, czy "Florystka" będzie lepsza od pozostałych dwóch tomów, czy nie. Jak zatem wypadła?

  Nie mam pojęcia, czy to definitywny koniec przygód Huberta Meyera, czy nie. Jedyne, czego mam pewność to to, że ta część była godnym zwieńczeniem serii.
  Nasz słynny psycholog policyjny popełnił błąd w profilu w ważnej sprawie i zakończył przez to swoją karierę. Rzucił wszystko jak leżało i wyjechał. Nie, nie w Bieszczady. Na Mazury. Do domu swoich rodziców, którzy w międzyczasie umarli. Sielanka? Nie dla Meyera. Pieniądze się kończą, nie ma co robić, a tu dodatkowo jeszcze dawna kochanka się pojawia... Wbrew pozorom, będzie cholernie istotnym ogniwem w całej sprawie, a nawet całej powieści. Lena to piękne imię, prawda? Hubert początkowo nie chce z nią współpracować, mimo, iż jej propozycja ma ręce i nogi, a nawet głowę, jednak pech lub szczęście, w każdym razie los chciał, aby tych dwoje zaczęło wspólną pracę. Jak to się skończy? Tego nie zdradzę. Główną zbrodnią w całej treści jest zaginięcie dziewięcioletniej Zosi, która ma cygańskie korzenie od strony matki. Nie ukrywam, to będzie dość ważne w sprawie (i jednocześnie bardzo ciekawe, bo Pani Kasia wprowadza nas trochę w kulturę tych ludzi i ich zwyczaje oraz tradycje). Dziewczynka chodziła do szkoły muzycznej, do klasy harfy- bardzo ważnego instrumentu dla powieści. Swoją drogą, jest to mój ulubiony instrument, planuję kiedyś zdobyć swój egzemplarz i nauczyć się gry. Od lat jestem zafascynowana jego brzmieniem, więc co za tym idzie- książka zaczęła mieć dla mnie także symboliczny wydźwięk. Podejrzaną w sprawie staje się pewna bardzo utalentowana florystka, którą wszyscy biorą za niezrównoważoną, gdyż jej syn kilka lat wcześniej został zamordowany, a ona twierdzi, że słyszy i widzi jego ducha. Jednak... czy byłaby wstanie porwać i zamordować inne dziecko? Czy słusznie jest podejrzewana? Co takiego ukrywa? Policja zaczyna łączyć ze sobą te dwie sprawy, w międzyczasie na światło dzienne wychodzi wiele mrocznych tajemnic rodziny dziewczynki... Czy słusznie? Sprawca bawi się z Meyerem w kotka i myszkę, zatem kto zwycięży? A może Hubert znów się pomyli...
  Cóż, nie zdradzę odpowiedzi na te pytania. Jeśli chcecie je poznać, musicie przeczytać "Florystkę". To naprawdę świetna książka, wnikliwa i dopracowana psychologicznie. Ukazuje nam obraz osoby chorej psychicznie, procesów, które zachodzą w jej mózgu, jej zachowania, postępowania i przede wszystkim- bystrości i inteligencji. Pokazuje, jak choroba wraz z predyspozycjami umysłowymi tworzy bombę, która po cichu, ukazując jedynie efekt końcowy, którym jest śmierć. Seria z Hubertem Meyerem zdecydowanie należy do jednej z moich ulubionych serii kryminalnych, a na chwilę obecną ostatnia z części zajmuje u mnie drugie miejsce. "Sprawa Niny Frank" podobała mi się trochę bardziej, ale ze względu na tematykę, a nie konstrukcję czy jakieś mankamenty "Florystki". Wszystkie trzy są równie dobre, na bardzo wysokim poziomie. Polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz