wtorek, 12 września 2017

Szatan z siódmej klasy

    W podstawówce byłam jeszcze na takim etapie życia, że rzadko sama z siebie sięgałam po jakąś książkę, czego do dzisiaj bardzo żałuję. Lektury jednak musiały być czytane, choć oczywiście, nie okłamujmy się, nie wszystkie. "Szatan..." należał do tych przeczytanych, a następnie nawet obejrzanych. I pokochanych. Czytałam go tylko raz, w piątej klasie i przez te wszystkie lata bardzo pragnęłam mieć swój egzemplarz, aby zatopić się w niego na nowo. I w lipcu tego roku nie dość, że się w takowy zaopatrzyłam, to jeszcze natychmiast pochłonęłam i zakochałam się na nowo, jeszcze bardziej.
   Jako osoba jeszcze młoda ale już dorosła, z wyrobioną opinią o świecie, szczerze przyznaję, że jest to jedna z najbardziej wartościowych książek, jakie przeczytałam w życiu, jednocześnie jedna z najpiękniej napisanych. Od wielu lat zachwycam się pięknem języka polskiego, ale międzywojenna polszczyzna to coś... coś wybitnego. Jest w niej magia, poetyka i tak niesamowite elegancja, że aż mi dech zapiera. Pan Kornel Makuszyński trafił w moją wymagającą, językową estetykę, jakby rzucał lotkami w samą 10 na tarczy. Chłonęłam każde słowo, każde zdanie z zachwytem i delektowałam się nimi. Treść, bardzo przyjemna i miejscami także zabawna, jeszcze bardziej to potęgowała. Najbardziej jednak urzekło mnie w tej powieści to, w jaki sposób na mnie, jako czytelnika, działała, mimo upływu 90 lat, odkąd została wydana. W swoim życiu czytałam wiele kryminałów i thrillerów oraz powieści detektywistycznych. Lepszych, gorszych, mocniejszych i słabszych. Głównie współczesnych. A mimo to, mając w rękach powieść Makuszyńskiego i przejeżdżając wzrokiem po tekście, czułam dreszcz emocji i to przyjemne napięcie. Minęło 90 lat, a nic się pod tym względem nie zmieniło, choć zmieniły się wszystkie inne względy. Jak dla mnie, tylko geniusze potrafią takie zabiegi, a ów autor niezaprzeczalnie nim był. Czytałam głównie w pracy (bo jako, że pracuję w księgarni, to gdy nie ma ruchu, to wręcz moim obowiązkiem jest czytać, aby potem dobrze doradzać) i chwilami całkowicie się wyłączałam z rzeczywistości. Był taki moment, gdy zostałam już sama, na wieczornej zmianie, nie było klientów, zatem usiadłam wygodnie na niskiej drabince i zatopiłam się w lekturze: Adam skrada się w ciemnościach do bandyty, aby mu się przyjrzeć i zajść od tyłu, czołga się po bagnistym terenie, przerażona panna Wanda czeka w krzakach, aby w razie czego wezwać pomoc. Adaś jest coraz bliżej celu, jeszcze tylko trochę... Ale bandzior jest szybszy i uderza go czymś w głowę, a Adam traci przytomność, Wanda krzyczy, zbir ucieka...! I w tym momencie pewien klient położył mi rękę na ramieniu, aby mnie o coś zapytać, a ja z wrażenia aż zleciałam z tej drabinki i dłuższą chwilę zajęło mi zrozumienie, co się właśnie stało. Starszy pan spojrzał tylko na mnie rozbawiony, pokiwał głową i powiedział, że gdy w młodości czytał "Szatana..." to reagował podobnie, gdy mama wołała go na obiad. Ufff. Sojusznik.
  Powieść przedstawia nam, czytelnikom, wspaniały obraz szczerej, bezgranicznej przyjaźni i oddania między tymi młodymi mężczyznami. Padają wyznania miłości, nieraz i nie dwa któryś kolega mówi Adasiowi, że go bardzo kocha. A najpiękniejsze jest to, że nie ma w tym żadnych podtekstów, jedynie ciepło, zaufanie i zwykła szczerość. Miłość braterska, szlachetna. Czysta. Przez całą treść towarzyszył mi bardzo nostalgiczny nastrój. Te czasy, gdy takie relacje były na porządku dziennym, mięły bezpowrotnie. Nie było mi dane ich poznać, zobaczyć, doświadczyć. Nie mówię, że przyjaźnie zawierane w aktualnych czasach są nieszczere (choć i takie się zdarzają), tylko po prostu przykro mi z powodu takiego obrotu spraw. Gdyby teraz młody chłopak powiedział koledze z ławki, że go kocha, tamten i cała reszta wzięliby go za geja i najprawdopodobniej skończyłoby się szykanowaniem i gnębieniem biedaka, który po prostu chciał powiedzieć przyjacielowi, że jest dla niego jak brat. Dużo i długo myślałam nad tym wszystkim, co niesie ze sobą ta książka, jaki ma wydźwięk dzisiaj, a jaki miał przez te 90 lat. Dzisiaj, znajomość historii XX wieku powoduje pewne refleksje. Akcja odgrywa się w roku 1937, czyli na dwa lata przed wybuchem drugiej wojny światowej. Kończy się szczęśliwie, ale... ale nachodzi mnie natarczywa myśl. Jak poradziliby sobie bohaterowie, gdyby istnieli naprawdę? Czy wszyscy przeżyliby wojnę? Walczyliby czy uciekali... a może stanęliby po stronie wroga? Czy uczucie Wandy i Adasia przetrwałoby wojnę...? Nie wiem. Nie znam odpowiedzi na żadne z tych pytań. Wiem za to jedno: "Szatan z siódmej klasy" należy do pozycji, które powinien przeczytać każdy przynajmniej raz, niezależnie od wieku. Na tym zbiorze zadrukowanych kartek, pod pozorem powiastki detektywistycznej dla młodzieży, kryją się cenne wartości, takie jak przyjaźń, szczerość, oddanie, pierwsza miłość, odwaga, szacunek do starszych a także Nasza historia. Młodzi ludzie bardzo podobni do nas, a jednocześnie tak zupełnie różni. Każdy, niezależnie czy ma 9 czy 90 lat, znajdzie w nich choćby cząstkę siebie. Bo kto wie, może ktoś ją zgubił 40 lat wcześniej i myślał, że odeszła bezpowrotnie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz