czwartek, 7 lipca 2016

Morderstwo to nic trudnego

   Posty dzień po dniu, łohoho, może wreszcie coś z tego będzie,

   Jakiś czas temu byłam na Festiwalu Muzyki Filmowej w Krakowie. Jakoś 5 minut po wyjściu z pociągu i znalezieniu się poza dworcem kolejowym, wraz z wujkiem wypatrzyliśmy stoisko z książkami. Wybór był naprawdę ogromny; od mitologii Słowian i drugiej wojny, poprzez Wiedźmina, ukochaną Chmielewską, Pana Tadeusza i Zmierzch, aż do Agathy Christie, od której zaczęła się moja miłość do kryminałów i po części- także pomysł na moją przyszłość. Zatem to właśnie na nią padł wybór. Zakupiliśmy "Tragedię w trzech aktach" oraz "Morderstwo to nic trudnego" i właśnie na tą drugą pozycję padł wybór ostatnio. 
    Muszę przyznać, że pierwszy raz sięgnęłam po powieść tej autorki, której głównym bohaterem nie jest (mój absolutny ulubieniec!) Hercules Poirot. Z tego względu trochę się obawiałam, że książka nie sprosta moim oczekiwaniom, ale pomyślałam: "Hej, to przecież Agatha Christie, to mistrzyni kryminałów i intryg, to musi być dobre!". I miałam rację. Było dobre. Cholernie dobre. 
   Emerytowany policjant wracając do domu, do Anglii z dalekich wojaży, wysiadł z pociągu na niewłaściwej stacji, ponieważ postanowił zakupić gazetę w kiosku, aby dowiedzieć się, jaki był wynik wyścigów konnych, czy koń, na którego postawił wygrał. Jak można się łatwo domyślić, tamten pociąg mu uciekł, zatem musiał łapać kolejny. Gdy doszło to do skutku, usiadł w przedziale ze starszą panią, która bardzo przypominała mu jego ulubioną ciotkę. Kobieta opowiedziała mu o swoim kocie oraz o celu jej podróży- Scotland Yardzie. Staruszka była absolutnie pewna, że w jej miasteczku popełniono kilka morderstw oraz, że wie kto będzie kolejną ofiarą. Główny bohater nie wierzy jej, choć pozostaje dla niej miły i życzy jej powodzenia. Po dodarciu do domu, opowiada o tym wydarzeniu swojemu najlepszemu przyjacielowi. I co? I z gazety dowiadują się, że starsza pani nie żyje. A następną informacją jest, iż przewidziana przez nią kolejna rzekoma ofiara również nie żyje. Luke Fitzwilliam węszy spisek, zaczyna wierzyć nieboszczce i postanawia zająć się tą sprawą. Wraz z przyjacielem wymyślają podstęp i kamuflaż, który ma mu pomóc rozwiązać tę zagadkę. I jak to bywa zawsze u Agathy Christie, wszyscy są podejrzani i każdy ma coś do ukrycia. Pomaga mu kuzynka przyjaciela, u której się zatrzymuje. Jej narzeczony, a wcześniej szef chwali się, że każdy, kto mu się w jakikolwiek sposób narazi, ginie. Czy można mu ufać? Akcja nie męczy, płynie właściwym tempem, nie przytłacza, wciąga. Czy Luke rozwiąże sprawę? Czy jego podejrzenia okażą się trafne? Czy zdąży uratować kolejną ofiarę? Zakończenie bardzo zaskakujące, szczególnie, że podejrzewałam kogoś równie mało prawdopodobnego, tylko, jak się później okazało, ta osoba była niedoszłą ofiarą, a nie mordercą. Cóż. 
   Krótko mówiąc, bardzo dobra książka. Ciężko się w sumie dziwić, w końcu wyszła spod pióra Mistrzyni Kryminałów znanej i kochanej na całym świecie. Jednak najważniejsze dla mnie jest to, że się nie zawiodłam. Teraz już wiem, że z czystym sercem mogę sięgnąć po inne książki Pani Christie, w których nie ma mojego wieloletniego idola. Polecam z czystym sercem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz