niedziela, 31 lipca 2016

Opactwo Northanger

   Uwielbiam Jane Austen, kocham "Dumę i uprzedzenie". Lecz z "Opactwem Northanger" do tej pory styczności nie miałam. Aż do pewnego dnia, w którym dopadłam książki Pani Austen w pięknych, kwiatowych wydaniach, z serii "Angielski ogród". Cudownie prezentowały się na mojej półce! Tak bardzo, że ostatnio postanowiłam sięgnąć właśnie po "Opactwo".

   Znając możliwości autorki, byłam bardzo ciekawa treści. Recenzje czytelników były niezwykle różne; jedni się zachwycali, inni nudzili, kolejni narzekali, a ostatnim było wszystko obojętne. A co ze mną?
  Powieść zaczyna się, gdy mała, wyjątkowo brzydka Katarzyna Morland zaczyna dorastać. Z czasem staje się nawet ładna, w dobre dni. Gdy ma 17 lat, wyjeżdża do Bath (które pełni funkcję czegoś w rodzaju miejscowości uzdrowiskowej) wraz z przyjaciółmi rodziny, państwem Allen. Na miejscu poznaje rodzinę Thorpe i bardzo szarmanckiego młodzieńca, pana Tinleya, któremu zostaje przeznaczona jako partnerka do tańca. Rozmawiają, śmieją się, bla bla bla, następnego dnia go nie ma. Katarzyna myśli o nim non stop, nawet, gdy poznaje Izabellę Thorpe, siostrę najlepszego przyjaciela swojego starszego brata. Od razu zostają najserdeczniejszymi przyjaciółkami na śmierć i życie, a po tygodniu przyjaźni są w stanie za sobą skoczyć w ogień. A Katarzyna uświadamia sobie, że jest zakochana i bardzo przeżywa to, że nie widzi swojego ukochanego. Dalej ukazują nam się kolejne, rozmaite bale w Dolnych i Górnych Salach Asambalowych, spektakle w teatrze oraz przechadzki w pijalni wód. I liczne nawiązania do powieści gotyckich, w których namiętnie zaczytywała się Katarzyna. Do tego dochodzą jeszcze inne perypetie miłosne i niemiłosiernie denerwujący (przynajmniej mnie) bohaterowie pod postacią rodziny Thorpe. Akcja się wlecze i irytuje przez 3/4 książki, aż do momentu wyjazdu do tytułowego opactwa. Wtedy już się zaczyna trochę dziać; wielkie zamczysko, sekrety, generał skrywający mroczną tajemnicę, podejrzenia o brutalnej zbrodni i spisku, nieprawdziwe historie, nowa przyjaźń, poznanie sekretu rodziny, zerwane zaręczyny, zerwana przyjaźń, cios poniżej pasa, łzy, pożegnanie, niebezpieczna droga i dwa śluby.

  I to właśnie ta ostatnia część ratuje całość. Książka nie zachwyca, lecz ogólnie mi się podobała. Nie żałuję, że ją przeczytałam, choć baaaardzo długo mi to zajęło (a ma tylko, o zgrozo, 240 stron). Momentami była nawet zabawna. Poleciłabym ją raczej fanom klasyki literatury, aniżeli nowicjuszom, gdyż mogliby się zniechęcić i nie dobrnąć do ratującego powieść końca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz